RSS

poniedziałek, 21 lutego 2011

"Suma naszych dni" Isabel Allende

Miałam niebywałą przyjemność towarzyszyć Isabel Allende w pewnym okresie życia jej i jej  rodziny. Jestem pod  wrażeniem jej osobowości, siły charakteru, a przede wszystkim ogromnej miłości. A wszystko za sprawą książki - listu.
Czytając "Sumę naszych dni" czułam się jak domownik, prawie członek jej "plemienia", jak sama nazywa swoją rodzinę.
Książkę czyta się jednym tchem, napisana w formie długiego listu do zmarłej córki. Autorka - narratorka przekazuje Pauli wszystkie informacje dotyczące rodziny, tego co się wydarzyło, pisze o kłopotach rodzinnych, leku przed genetyczną chorobą, która zabrała Paulę, a której nosicielkami są jej dwie bratanice, a także o swoich rozterkach i bólu tworzenia nowych powieści.
Isabel Allende mieszka z rodzina w Kalifornii. Ze wszystkich sił stara się, aby zgromadzić swoich najbliższych wokół siebie. Żyje życiem nie tylko swoim, ale również syna, jego dzieci, drugiej zony. Przyjacielskie kontakty utrzymuje z pierwszą żoną Nico - Celią oraz jej nową wielką miłością Sally. Jej rodzinę tworzą również dzieci z poprzednich związków jej męża Willego, 
Autorka bardzo czuwa nad rodziną, angażuje się we wszystko, ale też do wszystkiego się wtrąca i momentami jest po prostu nieznośną teściową, matką i babką. Z tej wielkiej miłości jaka darzy rodzinę wychodzi zaborczość i uzurpowanie sobie prawa do decydowania o życiu najbliższych. Z tej "choroby " pomaga jej wyleczyć się  matka, która mówi : "Córko, na ten świat przychodzi się po to, aby wszystko stracić. Pozbycie się rzeczy materialnych nic nie kosztuje, trudniej jest dać wolność tym, których kochasz" s. 219
Trudno tu opisać co się dzieje w tej rodzinie, bo zajęłoby to bardzo dużo miejsca, a potencjalnemu czytelnikowi książki zabrałoby przyjemność czytania.
Mnie ta książka urzekła prostotą w opisywaniu dni codziennych, może jednak innych od dni zwykłego śmiertelnika, ale wypełnionych miłością, zrozumieniem i otwartością na drugiego człowieka.
Wiele w niej mądrych myśli, życiowych wskazówek 

"Buddyści powiadają, że życie jest rzeką, po której siedząc na tratwie, płyniemy do ostatecznego przeznaczenia. Rzeka ma swój nurt, prędkość, podwodne skały, wiry i inne przeszkody, których nie możemy kontrolować, ale do kierowania owa tratwą mamy wiosło. Od naszej sprawności zależy jakość podróży, choć nie można mienić jej kursu, ponieważ bieg rzeki zawsze kończy się śmiercią" s. 33

Allende opisuje niezliczone podróże, jakie odbyła ze swoim mężem, przyjaciółką czy innymi członkami rodziny. Stały się one inspiracją do pisania.
Uświadomiła mi również ileż trudu wymaga zebranie materiału na książkę i jej napisanie. Sama ma taki zwyczaj, że pracę nad nowa powieścią rozpoczyna zawsze 8 stycznia, twierdzi, że po tym terminie nie napisałaby ani linijki. Na czas tworzenia zamyka się w swojej "norce" i rzadko z niej wychodzi.

Ta książka jest również o wielkiej miłości dwojga doświadczonych ludzi. Każde z nich niesie bagaż innych doświadczeń, ale mimo wielu burz i tysiąca godzin spędzonych na kozetce u psychoterapeuty ich miłość jest ciągle świeża i gorąca jak przed dwudziestu laty. Ciągle są dla siebie pociągający i wyrozumiali dla własnych ułomności.A to nie lada sztuka.
I powtórzę tu za Allende "... w chwili zagrożenia człowiek wyrzuca za burtę to, co nie jest niezbędne do żeglugi, czyli prawie wszystko. W koncu, kiedy pozbędzie się obciążenia i dokona obrachunku, okaże się, że jedyne, co pozostanie, to miłość."   s. 384

Allende Isabel : Suma naszych dni. Warszawa: Muza, 2010, 395s.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jak zwykle świetna recenzja ! choć na książkę zerkam od dawna z :) zamiarem ....
Fajnie że książka Ci się podobała i że wracasz do zdrowia !!!

Prześlij komentarz