RSS

wtorek, 22 listopada 2011

"Portret w sepii" Isabel Allende



To trzecia część historii rodzinnej napisanej przez Isabel Allende. Co prawda nie czytałam tego po kolei według chronologii wydarzeń, ale czytałam z ogromną przyjemnością.
W "Córce fortuny" poznajemy Elizę, dziecko podrzucone na próg domu rodziny Sommers. Eliza dorasta i wyrusza w świat w poszukiwaniu ukochanego. Cudem uratowana od śmierci, osiedla się w Kalifornii. Mieszka z  Chińczykiem Teo i mimo iż nie są formalnym małżeństwem ich życie jest pełne wzajemnej miłości. Mają dwoje dzieci, syna i prześliczną córkę,która pewnego dnia zostaje zbałamucona przez syna  Pauliny del Valle. Z tej nieszczęsnej przygody rodzi się Aurora, która w jednej chwili po przyjściu na świat zostaje sierotą. Ojciec wyrzekł się jej, a matka w wyniku komplikacji poporodowych zmarła.  
Na szczęście Eliza i Tao opiekują się dzieckiem. W szczególny sposób silne więzi łączą Aurorę  z dziadkiem.   
Niestety, jakby tego było mało, ukochany dziadek umiera i babcia Eliza postanawiam spełnić wole ukochanego i jego prochy pochować w Chinach.
Mała Aurora w wieku kilku lat zostaje oddana pod opiekę drugiej babki Pauliny del Valle. Od tego czasu niczego dziewczynce nie brakuje. Paulina, która miała dwóch synów w Aurorze widzi spełnienie swoich marzeń o córce.
Mimo że była to kobieta dość oschła i wymagająca, dziewczynka potrafiła zawładnąć nią bez reszty.
I tak losy głównej bohaterki splatają historię dwóch odrębnych rodzin del Valle i Trueba. To tu poznajemy Severa de Valle, ojca jasnowidzącej Klary z „Domu duchów” , który adoptował małą Aurorę, jeszcze przed jej urodzeniem się. 
Dlaczego? To jedno z pytań, na które warto znaleźć odpowiedź w trakcie czytania powieści.
Aurora rośnie otoczona przyjaźnią i miłością, babka widzi w niej dziedziczkę swojej fortuny.
Każdy ma w życiu taki moment, że zastanawia się nad  swoimi korzeniami., chce poznać losy rodziny. Aurora znała dotychczas losy rodziny del Valle, natomiast nikt nie mówił i nie wspominał o rodzinie matki. Jak przez mgłę pamiętała dziadka i babkę Elizę. Do tego prześladował ją ciągle ten sam koszmar senny, podskórnie czuła, że ma on związek z jej przeszłością. Tylko jaki? To kolejne pytanie, na które warto znać odpowiedź.
Jak to zwykle w powieściach Allende bywa, jej bohaterka jest młodą pełną wdzięku, ale i mocnego charakteru kobietą. Aurora bardzo szybko wie, czego oczekuje od życia. Chociaż robi błędy życiowe, to potrafi się z nich wyciągnąć naukę.
"... małżeństwo to umowa dwojga wolnych ludzi, a miłość zaczyna się od iskry i tak samo szybko może zgasnąć. Miłość wystawiona jest na tysiące niebezpieczeństw i jeśli będzie się ją chronić, może się uratować, urosnąć niczym drzewo i dać owoce, jednak stanie się tak tylko wtedy, kiedy będą się o to strać obydwie strony."
 
Życiową  pasją staje się fotografia i literatura.
„Pamięć jest jak fikcja literacka. Wybieramy to, co najjaśniejsze i najciemniejsze, odrzucając to, co napawa nas wstydem, i w ten sposób tkamy rozłożysty dywan naszego życia”.
Całość powieści otoczona jest tłem historycznym  końca XIX i poczatku XX wieku. Poznajemy obraz nie tylko Chile, Stanów Zjednoczonych, ale również przekrój  wymieszanego etnicznie społeczeństwa od konserwatywnych Anglików, Chilijczyków po jakże odmiennych kulturowo mieszkańców Chinatown. Znajdziemy tu również początki ruchu feministek w Chile.
Plejada postaci jest przeogromna i różnorodna.
Każda z postaci wprowadzonych do powieści żyje, jest osobą z krwi i kości. A jest to wielobarwny przekrój począwszy od Pauliny del Valle, przez jej konkurentkę do serca męża, Niveę, drugą żonę Severa, która potrafi przepowiadać przyszłość, po kamerdynera Williamsa z arystokratycznym pochodzeniem i kryminalną przeszłością.  
Polecam z całego serca. Sama jedynie żałuję, że nie czytała cyklu w odpowiedniej kolejności. Chyba miałabym jeszcze większą przyjemność. Ale w końcu nic straconego.


Allende Isabel : Portret w sepii. Warszawa : Muza, 2008, 374s.
 
  

poniedziałek, 14 listopada 2011

Nigdy nie jest za późno......... czyli "Drzewo morwy" Jude Deveraux



Gdy zaczęłam czytać tę książkę dwie rzeczy mi bardzo przeszkadzały. Pierwsza to odczucie, że już znam tę historię, a druga to sama bohaterka. Bierna, wierna żona miliardera. Kobieta z tych, co to nie potrafi podjąć żadnej decyzji bez skonsultowania się z mężem i uzyskania jego akceptacji. Wkurzał mnie również mąż. Myślałam sobie, co to za złośliwy pacan, który posyła żonie kosz czekoladek, gdy ta właśnie postanowiła się odchudzać.
Kupował jej dosłownie wszystko, chyba nawet gwiazdkę z nieba by jej dał, gdyby o niej zamarzyła.
Lillian uwielbiała swojego Jimmiego, człowieka niesamowicie przedsiębiorczego, zapobiegliwego, doskonałego stratega, a co za tym idzie pomnażającego swój kapitał.
Wyszła za niego za mąż w wieku siedemnastu lat i nie była pewna czy ich małżeństwo jest legalne. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, bo i po co. Przyszła jednak chwila, gdy Lillian została sama. Po kilkunastu latach życia w złotej klatce u boku mężczyzny, którego nigdy nie poznała do końca, kobieta zostaje wdową. I to biedną wdową, bo James zapisał wszystko rodzeństwu, które go nie cierpiał i unikał jak ognia. Lillian dostała starą farmę z rozpadającym się domem i stajnią.
Dlaczego James Manville tak postanowił? I co znaczą słowa w liściku który pozostawił "Piegusku, dowiedz się jak było naprawdę ".
 Historia jest bardzo zawiła, ale bohaterka dociera do prawdy i to nie tylko tej prawdy. Poznaje również samą siebie, a właściwie odkrywa siebie na nowo. Jej życie można podzielić na to przed śmiercią Jimmiego i po jego odejściu. Ta nowa Lillian jest przedsiębiorcza, silna, odważna i ma niespożytą energię.
Otoczona serdecznymi ludźmi, którzy pomogli jej w najtrudniejszych chwilach, kobieta rośnie w silę i poznaje swoja wartość. I okazuje się, że z gąski pozostającej w cieniu wielkiego męża przeistacza się w pięknego łabędzia, który dumnie rozpościera skrzydła tylko po to, by troskliwie nimi otoczyć swoich przyjaciół.
Lillian niczym tytułowa morwa zapuściła mocno korzenie w nowym miejscu, tała sie jak on astabilna i piękna.
Oprócz głównego wątku, który pochłania niemalże bez reszty czytelnika jest jeszcze coś w tej książce. Coś, co powoduje, że książka pachnie. Otóż Lillian uwielbia gotować, robić konfitury, nalewki. Wszystko to jest tak opisane, że nie raz ciekła mi ślinka, czułam zapach i smak konfitur z jeżyn, malin, truskawek, a przygotowywane przez nią obiady ( dla kogo???) to po prostu majstersztyk. 
No, i stało się !!! Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia i biegiem przygotowałam na obiad ulubione danie mojego męża - pierś z kurczaka w cieście francuskim.

Myślę, ze warto czasami poświecić wieczór na tego typu literaturę, przyjemną i łatwą w odbiorze.


Deveraux Jude : Drzewo morwy. Warszawa : Świat Książki, 2003, 382s.

poniedziałek, 7 listopada 2011

"Stokrotki w śniegu" Richard Paul Evans

 „Jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.”
Ta współczesna "Opowieść wigilijna" powinna być czytana nieco później, gdy za oknem śnieg skrzy się w odbiciu latarni, mróz i gdy zaczyna pachnieć choinką.
To powieść o przemianie, o odnalezieniu siebie, i co najważniejsze, o odnalezieniu tego, co w życiu najcenniejsze.
Mnóstwo w tej książce mądrych sformułowań, zdań, które zmuszają do refleksji nad sobą, nad własnym życiem i nad tym jak traktujemy innych.
Nie opiszę o czym jest książka, bo myślę, że nie jest to aż tak istotne co się wydarzyło, że bohater niejaki James Kier zaczął zastanawiać się nad swoim postępowaniem i jak dickensowski Scroog zmienia się w noc wigilijną w lepszego człowieka.
Przytoczę z niej tylko parę zdań, które utkwiły mi w pamięci :
 „Wszyscy, a na pewno niektórzy z nas, mamy poważną wadę. To co jest dla nas najważniejsze, potrzebne do życia, bierzemy za oczywiste, za dane. Powietrze. Wodę. Miłość. Jeśli jest obok was ktoś, kogo kochacie, jesteście szczęściarzami. A jeśli ta osoba i was darzy miłością - możecie mówić o prawdziwym błogosławieństwie. Jeśli zaś marnujecie czas dany wam na tę miłość, jesteście głupcami!”
„Tu nie chodzi o to, jakie masz zamiary, tylko o to, jak postępujesz.”

„W życiu nie chodzi o to, by przeżyć burzę, ale o to, by tańczyć w deszczu.”

„Wszyscy od czasu do czasu się gubimy. Jednak trzeba wierzyć,że warto się szukać.” 

„Może na tym właśnie polega piekło. Kiedy stajesz twarzą w twarz z prawdą. Widzisz cały ten ból, zło wyrządzone innym i wiesz, że nie możesz im pomóc.”

i na koniec :
„Co jest istotą świąt Bożego Narodzenia? To proste pytanie: łaska Boża. Oraz zrozumienie tego, że nie możemy na nią zapracować, tak samo jak nie możemy zasłużyć na to, by w naszym życiu pojawiła się miłość. Ze swojej natury łaska jest darem, czymś, co otrzymujemy bezwarunkowo, nieobwarowane żadnymi nakazami, nie w zamian za coś. Najlepsze, co możemy zrobić, to otworzyć na nią nasze serca, by przyjąć ją w pełni, z całych sił, z całą mocą i przekonaniem, że dzięki niej możemy stać się lepszymi ludźmi. To moim zdaniem prawdziwy cud Bożego Narodzenia.”
Powiedziałabym "Wesołych Świąt", ale na to jeszcze za wcześnie. ;))
Myślę, że ta lektura jest równie doskonała na listopadowy wieczór, bo to również czas zadumy.
 Powieść czyta się błyskawicznie. Evans w lekki sposób poruszył ważne sprawy. Polecam !!!

Evans Richard Paul : Stokrotki w śniegu. Kraków : Znak", 2010 , 304 s.

środa, 2 listopada 2011

"Kot i mysz" James Patterson


Ledwo odetchnęłam od seryjnego mordercy, który w powieści "Oto nadchodzi pająk" porwał dwoje dzieci, a tu pojawia się znowu.
Tym razem Gary Soneji, który uciekł z więzienia postanawia, ze weźmie odwet ( krwawy) na Alexie Crossie, bo to on winien jest wszystkich nieszczęść, jakie go spotkały.
Gary Soneji jest przebiegłym i inteligentnym mordercą. Wszystko planuje z wielką precyzją, nie zostawia śladów, ma doskonale opracowane drogi ucieczki i na dodatek jest wszędobylski. Nigdy nie wiadomo, gdzie zaatakuje.
To typ psychopaty, którego macocha zamykała w dzieciństwie w ciemnej piwnicy i dlatego tam czuje się najlepiej.Zabija bez wielkiego powodu, ot tak by zabić i by głośno było o nim w mediach. Nim dotrze do Alexa Crossa marzy o tym morderstwie o wymordowaniu całej rodziny detektywa.
Cross, wytrawny psycholog zorientował się dość szybko, że to on jest głównym celem Soneja. Stara się go przechytrzyć i złapać nim dojdzie do ataku.
I gdyby nie tragiczne okoliczności można by powiedzieć, ze bawią się w kotka i myszkę. Tylko ko jest kotem a kto myszą ???
Do próby sił dochodzi, do ataku na Crossa również. Tylko kto zaatakował???
Skoro na horyzoncie pojawił się tajemniczy "pan Smith" równie przebiegły jeszcze bardziej okrutny. Soneji, Smith czy jeszcze ktoś inny?
 Prawie do końca nic nie jest pewne.
I nic więcej napisać nie mogę o treści, bo zabiorę cała przyjemność czytania.
Powieść trzyma w napięciu od pierwszej strony. Wartka akcja nie pozwala oddalić się od książki na zbyt długo.
Bardzo lubię Pattersona za jego nietuzinkowe pomysły i ożywianie postaci. I gdyby tylko wydawnictwo "Amber" postarało się ładniej wydać tę książkę czyli na białym a nie pożółkłym papierze z większą czcionką to miałabym 100% przyjemność czytania.A tak trochę mi to jednak przeszkadzało.

Polecam ją ludziom o mocnych nerwach i tym, którzy cały czas zdają sobie sprawę, że to tylko powieść.

Patterson James : Kot i mysz. Warszawa : Amber, 1998, 230s.