RSS

poniedziałek, 14 listopada 2011

Nigdy nie jest za późno......... czyli "Drzewo morwy" Jude Deveraux



Gdy zaczęłam czytać tę książkę dwie rzeczy mi bardzo przeszkadzały. Pierwsza to odczucie, że już znam tę historię, a druga to sama bohaterka. Bierna, wierna żona miliardera. Kobieta z tych, co to nie potrafi podjąć żadnej decyzji bez skonsultowania się z mężem i uzyskania jego akceptacji. Wkurzał mnie również mąż. Myślałam sobie, co to za złośliwy pacan, który posyła żonie kosz czekoladek, gdy ta właśnie postanowiła się odchudzać.
Kupował jej dosłownie wszystko, chyba nawet gwiazdkę z nieba by jej dał, gdyby o niej zamarzyła.
Lillian uwielbiała swojego Jimmiego, człowieka niesamowicie przedsiębiorczego, zapobiegliwego, doskonałego stratega, a co za tym idzie pomnażającego swój kapitał.
Wyszła za niego za mąż w wieku siedemnastu lat i nie była pewna czy ich małżeństwo jest legalne. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, bo i po co. Przyszła jednak chwila, gdy Lillian została sama. Po kilkunastu latach życia w złotej klatce u boku mężczyzny, którego nigdy nie poznała do końca, kobieta zostaje wdową. I to biedną wdową, bo James zapisał wszystko rodzeństwu, które go nie cierpiał i unikał jak ognia. Lillian dostała starą farmę z rozpadającym się domem i stajnią.
Dlaczego James Manville tak postanowił? I co znaczą słowa w liściku który pozostawił "Piegusku, dowiedz się jak było naprawdę ".
 Historia jest bardzo zawiła, ale bohaterka dociera do prawdy i to nie tylko tej prawdy. Poznaje również samą siebie, a właściwie odkrywa siebie na nowo. Jej życie można podzielić na to przed śmiercią Jimmiego i po jego odejściu. Ta nowa Lillian jest przedsiębiorcza, silna, odważna i ma niespożytą energię.
Otoczona serdecznymi ludźmi, którzy pomogli jej w najtrudniejszych chwilach, kobieta rośnie w silę i poznaje swoja wartość. I okazuje się, że z gąski pozostającej w cieniu wielkiego męża przeistacza się w pięknego łabędzia, który dumnie rozpościera skrzydła tylko po to, by troskliwie nimi otoczyć swoich przyjaciół.
Lillian niczym tytułowa morwa zapuściła mocno korzenie w nowym miejscu, tała sie jak on astabilna i piękna.
Oprócz głównego wątku, który pochłania niemalże bez reszty czytelnika jest jeszcze coś w tej książce. Coś, co powoduje, że książka pachnie. Otóż Lillian uwielbia gotować, robić konfitury, nalewki. Wszystko to jest tak opisane, że nie raz ciekła mi ślinka, czułam zapach i smak konfitur z jeżyn, malin, truskawek, a przygotowywane przez nią obiady ( dla kogo???) to po prostu majstersztyk. 
No, i stało się !!! Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia i biegiem przygotowałam na obiad ulubione danie mojego męża - pierś z kurczaka w cieście francuskim.

Myślę, ze warto czasami poświecić wieczór na tego typu literaturę, przyjemną i łatwą w odbiorze.


Deveraux Jude : Drzewo morwy. Warszawa : Świat Książki, 2003, 382s.

0 komentarze:

Prześlij komentarz