Tytułową bohaterką powieści jest dziewczynka o kruczo czarnych, kręconych włosach z pięknymi niebieskoszarymi oczami jak u sarny.
Oczy odziedziczyła po swojej babce hrabinie Czartoryskiej, która by uniknąć skandalu oddaje swoją jedyną wnuczkę pod opiekę siostrom zakonnym z klasztoru Montpellier. Od tego momentu dziewczynka jest sierotą bez imienia i nazwiska matki i ojca. A tylko dlatego, ze urodziła się z przelotnego romansu szesnastoletniej hrabianki Andżeliki i jej o rok starszego kolegi.
Amandine urodziła się w 1931 roku i właściwie nie znała innego życia jak życie w klasztorze. Uczyła się w szkole dla dobrze urodzonych panienek, którą prowadziły zakonnice. Jej jedyną przyjaciółką była Solange, która ją wychowywała i kochała jak własne dziecko. Jednak dziewczynka od najmłodszych lat szuka swoich korzeni, marzy o odnalezieniu matki, tęskni za nią, a gdy wybucha wojna martwi się czy jest bezpieczna.
Gdy Francja zostaje zajęta przez Niemców, Amandine ma 8 lat i właśnie udała się w swoją pierwszą podróż pociągiem do rodzinnej wsi Solange. Podróż, która miała trwać dwa dni, naprawdę trwała 5 długich lat okupacji.
Czytałam tę książkę niemal jednym tchem. Los tej malutkiej, a jednocześnie tak dorosłej osóbki zniszczyłby niejednego dorosłego człowieka. Ból, osamotnienie, strach i wiele innych niszczących emocji i ciągła tęsknota nie spowodowały u dziewczynki zgorzknienia i poczucia losowej krzywdy. Amandine jest ciepła, kocha wszystkich ludzi i ufa im, no możne poza matką przełożoną, ale to już inna historia, którą trzeba sobie przeczytać.
Czy Amandine odnajdzie swoją rodzinę, czy Andżelika dowie się, że jej malutka córeczka żyje ? Czy się odnajdą? Można gdybać, ale lepiej przeczytać powieść.
Ta powieść porusza najtwardsze serca, a bohaterka zawojuje każdego czytelnika, podobnie jak zrobiła to z siostrami zakonnymi i starym księdzem.
Powieść nie jest ckliwym romansem, dużo w niej informacji o okupowanej Francji i samych Francuzach. Okładka troche mnie zwiodła kolorem lawendy marzyły mi się opisy piękna przyrody, tych jednak jest jak na lekarstwo.
Polecam do przeczytania, bo to miło spędzony czas i autorka przemyca wiarę w ludzi, a mam wrażenie, ze w dzisiejszych czasach ta jest nam szczególnie potrzebna.
Blasi Marlena de : Amandine. Warszawa : Świat książki, 2011, 360s.
3 komentarze:
Nareszcie:-) Myślałam ze już nie czytasz..
"Amandine" znam w wersji audio, muszę sobie kiedyś wrócić. Niestety taką książkę trochę stygmatyzuje lektor( chyba że to jest jakiś mistrz slowa mówionego taki jak Ksawery Jasieński czy Anna Polony.
Amandine wspominam z sympatią)
Co teraz tam czytasz;-)?
ciekawa fabuła, okładka też zachęcająca :)
Wersja audio jest dość fajnie zrobiona więc nie ma na co narzekać, ale czekam dziko na drugą część Amandine bo to dopiero może być ciekawe...
Prześlij komentarz