Oto książka, którą chciałam wielokrotnie porzucić, cisnąć o ścianę. Książka, która wzbudziła we mnie wiele emocji, złości, pytań w stylu "po co ja to czytam?"
Tak naprawdę to nie wiem jak o niej napisać. Przedwe wszystkim nie wiedziałam, że autorem powieści jest ksiądz katolicki, który dzieli się z czytelnikiem rozterkami, jakie targają duchownymi już po uzyskaniu święceń. Świat jest pełen pokus, a duchowny musi im sie przeciwstawiać podobnie jak świecki, tylko jeszcze bardziej.
Bohaterem jest Hugh Danlon, który został poświęcony Bogu przez jego rodziców już w dniu narodzin. Miało być to zadośćuczynienie za uratowanie życia młodej matce. Rodzina Daltonów , on sędzia, ona malarka w zaciszu domowym. Oboje bardzo wierzący i ufający Bogu. W ten sam sposób wychowywali swoje troje dzieci. Hugh był najstarszy i właściwie najbardziej bezradny życiowo. Zawsze wykonywał to, czego od niego oczekiwano. Potrzeby rodziny zlewały się w jedno z jego potrzebami i wydawało mu się, że to czego chcą rodzice to jest to samo czego chce on sam. Od najmłodszych lat kierunkowano go by po szkole średniej kontynuował naukę w seminarium.
Stało się tak, ale Hugh podczas wakacji poznał koleżankę swojej siostry, piękną i pełną temperamentu Włoszkę o sarnich oczach. Maria, bo tak miała na imię wniosła do poważnego domu Daltonów śmiech, śpiew i radość. Cała rodzina była zauroczona, a najbardziej młody seminarzysta. Wówczas została zachwiana pewność bohatera o wybraniu drogi życiowej, bo czy wypada by przyszły ksiądz był tak bardzo wrażliwy na urok kobiecego ciała ?
Młody Dalton odrzucił uczucie i powrócił do seminarium, gdzie po długich walkach z samym sobą i dzięki wsparciu kardynała zapomniał o zauroczeniu.
Pierwsza parafia, do której trafił była dość trudna placówka, kiepsko zorganizowaną przez proboszcza, ale dawała mu możliwość ciężkiej pracy i współpracy z wiernymi. Tu właśnie zaczęło się schodzenie młodego księdza do piekieł, jakie sam sobie zgotował....I nie chodzi tu tylko o męsko - damskie kontakty, ale o odrzucenie kapłaństwa, Boga, norm społecznych. Hugh spotyka na swojej drodze zakonnicę, która przestaje być zakonnicą, a namiętność jaka ich połączyła znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki wówczas, gdy zostają mężem i żoną.
Wśród tych okropnych zawirowań jest miejsce na walkę o eks księdza. Walczą o niego rodzice, przedstawiciele kościoła, walczą kobiety, które spotkał na swojej drodze. Każdy wie najlepiej co dla niego jest dobre, ale nikt nie pyta czego tak naprawdę chce Hugh. Niestety on sam tego nie wie również. Czuje do siebie niechęć, obrzydzenie, wie, że splugawił wszystko, co w życiu jest jakąś wartością. Jak pisze autor Hugh znalazł się w szóstym kręgu piekieł i nie może znaleźć drogi powrotu. Co ma zrobić i co zrobi, gdy w końcu los się odmieni i Bóg poda mu rękę ? ...
To powieść o wątpliwościach, o pytaniach jak dalece mogą rodzice ingerować i kształtować życie swoich dzieci. Czy to, co nam się wydaje dobre, jest naprawdę dobre dla tej osoby, której to dotyczy? Jakim prawem uzurpujemy sobie prawo do decydowania o czyimś życiu ? Czy fakt, że jesteśmy rodzicami, bratem, siostrą jest wystarczającym powodem, by wymagać poświęcenia od drugiego człowieka? A może najpierw trzeba wspomóc zamiast nastawać i sugerować?
Ta powieść to jedna wielka wątpliwość, która ogarnia również czytelnika. jednak ponad tą wątpliwość wychyla się jedna pewność : Bóg nas kocha i jest na pewno bardziej miłosierny niż my sami wobec siebie i drugiego człowieka.
Nie podobało mi się w powieści sceny erotyczne, które opisane są zbyt dosłownie. Uważam, że przejaskrawione są pewne postaci i związki antyklerykalne. Bez tego ta książka byłaby dużo lepsza, a tak.. mogę tylko powiedzieć, że nie był to czas do końca stracony.
Greeley Andrew M. : Piekłowstąpienie. Katowice : Książnica, 2006, 386s.
0 komentarze:
Prześlij komentarz